niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 4

Wszedł do klubu, zaraz za Harrym i Liamem. Nie czuł się zbyt pewnie. Miał tylko nadzieje, że fanki go nie poznają. Uwielbiał swoich fanów, ale tego wieczora chciał pobyć jedynie sam ze sobą. No i chłopakami ewentualnie. No i ewentualnie z nowo poznaną dziewczyną.
Rozdzielili się. Niall poszedł w swoją stronę, chłopcy w swoją. Blondyn od razu skierował się do baru. Podobno alkohol najlepiej topi smutki.
Już miał siadać i składać zamówienie gdy znieruchomiał.
Niedaleko siedziała dziewczyna z parku! Nie wierzył że jeszcze kiedyś ją spotka, a tu proszę. Przestał żałować że wyszedł z pokoju. Ba, był z tego zadowolony.
Znowu płakała.
Zrobiło mu się przykro. Widział jak łzy spływają po jej policzkach. Pochlipywała cichutko, miętoliła chusteczkę w rękach.
Podszedł do niej, ujął jej rękę i wyprowadził na zewnątrz. I tak nikt nie zwracał na nią uwagi.
Wydawała się być zdziwiona, ale nie protestowała. Zadrżała gdy znaleźli się na zewnątrz, więc ściągnął swoją bluzę i zarzucił jej na ramiona.
-Coś często dzisiaj płaczesz- zauważył, podając jej paczkę chusteczek. Zmierzyła go dziwnym spojrzeniem.
-Skąd możesz o tym wiedzieć?- zapytała cicho, wycierając oczy.
-Widziałem cie dzisiaj w parku- mruknął.
-Mam rozumieć że mnie śledzisz?- uśmiechnęła się lekko.
-Nie, to przypadek- zapewnił. Zaśmiała się ciepło.
-Domyślam się. Po co miałbyś mnie śledzić? Nie znamy się.
-Jeszcze- wyciągnął w jej kierunku dłoń- Niall jestem.
-Nikki- podała mu swoją.
Widział jak lekko poprawił jej się humor. Do tego dążył cały czas. Nienawidził płaczących osób, szczególnie fanów, bo sam zaczynał płakać.
-Mogę się dowiedzieć dlaczego taka piękna dziewczyna jak ty płacze?
Zarumieniła się lekko.
-A... Nic takiego.
-Jeśli według ciebie ten płacz to jest nic, to ja nie chcę wiedzieć czym według ciebie jest coś- usiadł obok niej.
-Chłopak mnie rzucił, to nic takiego.
Nim się zorientował, słowa same popłynęły z jego ust.
-Znaczy że był idiotą, który na ciebie nie zasługiwał.

~*~
W tym samym czasie

Odeszła na chwilę by odpocząć. Szukała Nikki już od dłuższego czasu, ale na parkiecie jej nie było, więc miała nadzieje że spotka ją przy barze. Niestety. Miejsce w którym chwilę temu była dziewczyna, zajęte było przez przystojnego bruneta.
-Przepraszam, nie widziałeś tutaj może średniej wysokości brunetki?- zadała pierwsze pytanie jako przyszło jej do głowy.
Chłopak wskazał na parkiet pełen dziewczyn wyglądających jak ta której szuka. Przewróciła oczami.
-Siedziała tu zanim przyszedłeś.
Wzruszył ramionami.
-Widziałem jak mój kolega wyprowadza jedną dziewczynę.
Miała odchodzić, jednak słowa nieznajomego przytrzymały ją na miejscu.
-Od czego to zależy?
-Od tego czy ze mną zatańczysz.
Niezły flirciarz przeleciało jej przez myśl. Ujęła jednak jego dłoń i ze szczerym uśmiechem ruszyła w stronę tłumu. Nikki jest dorosła, da sobie radę, a ona wyskoczyła przecież do klubu, żeby się zabawić, prawda?


piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 3

-Nie, ja nigdzie nie idę- mruknęłam, wracając na parapet.
Widziałam jak Eve przewraca oczami w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Chcesz przesiedzieć cały wieczór?
Kiwnęłam lekko głową i podciągnęłam kolana pod brodę.
-Ja z nią pogadam- zza drzwi usłyszałam chłodny głos Apple. Weszła do pokoju i zatrzasnęła drzwi. Wzdrygnęłam się, gdy dotknęła mnie długim palcem. W pokoju zapanował nieprzyjemny zapach papierosów i alkoholu. Miałam ochotę otworzyć okno, ale byłoby to niemiłe, zadziałałoby jej to na nerwy. Mimo mojej sympatii do Apple, wolałam z nią nie zadzierać gdy była zła.
-Zamierzasz tutaj zostać?
Jej głos stał się znacznie cieplejszy.
-Może.
Westchnęła zirytowana.
-Pozwolisz żeby jakiś dupek zrujnował ci życie?
-On nie jest dupkiem- warknęłam przez zęby.
-Jest- upierała się przy swoim.
Może miała racje?
-Raz żyjesz, więc czy chcesz czy nie, idziesz na tą impreze- stwierdziła, rzucając we mnie sukienką i wychodząc z pokoju.
Przez chwilę spoglądałam na drzwi którymi wyszła. Doszłam do wniosku że rzeczywiście miała rację.Może Tom był dupkiem.
Powinnam się rozerwać stwierdziłam, ubierając sukienkę. Umalowałam się lekko i rozczesałam włosy. Tej nocy postanowiłam zaszaleć.
Na mój widok przyjaciółki wydały zduszony okrzyk.
-Moje mowy motywujące zawsze przynoszą dobre efekty- Apple uśmiechnęła się lekko.
Odpowiedziałam jej tym samym.
-A ty nie idziesz?- ubierałyśmy właśnie buty, gdy zobaczyłyśmy jak Apple rozwala się na kanapie i włącza telewizor.
-Może później wpadnę, zobaczyć kogo wybrałyście- puściła nam oczko i zajęła się skakaniem po kanałach.

~*~

Usiadłam przy barze i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie mnóstwo młodych ludzi. Mnóstwo krzyku, hałasu, głośnej muzyki, alkoholu. Normalka w londyńskim klubie.
-Nie jestem przyzwyczajona do czegoś takiego- spróbowałam przekrzyczeć tłum.
-My też nie- zaśmiała się Eve, zostawiając swoją lekką kurteczkę w szatni.
Nie byłam do końca przekonana czy to był dobry pomysł. Szybko przypomniały mi się słowa Apple Raz żyjesz. Miała rację.
Usiadłam przy barze i poprosiłam o jakiegoś drinka. Przyjaciółki zniknęły mi z oczu, ale tym razem kompletnie to olałam i duszkiem wypiłam alkohol. Przez chwile miałam wrażenie że wypali mi gardło, ale po chwili przyszło miłe uczucie. Rzuciłam pieniądze na stół i ruszyłam w stronę tłumu zebranych i tańczących.
W czasie czterech piosenek widziałam pożądliwe spojrzenia wszystkich mężczyzn na sali. Nie byłam pewna czy są kierowane w moim kierunku, czy raczej moich przyjaciółek, ale były. Dawały mi pewnego rodzaju satysfakcję.
Do czasu, gdy nie zobaczyłam Toma z jakąś dziewczyną. Przytulali się. Pocałował ją. Uśmiechnął się w sobie tylko znany sposób, który ujmował moje serce.
Popłakałam się.

************************************************************
Dzisiaj jeszcze mało chłopaków, ale w następnym rozdziale powinno się ich więcej pojawić :)
Sydney i Nikki dziękuję za komentarze :*

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 2

Jestem Niall Horan i kiedyś znajdę dziewczynę
Blondyn, powtarzał tę myśl za każdym razem gdy widział zakochaną parę. Szczęśliwą dziewczynę ze szczęśliwym chłopakiem. Wszyscy szczęśliwi poza nim. Do cholery nawet Louis ma dziewczynę!
Minęły go kolejne dwie dziewczyny. Ładne, młode, pełne życia.
Usiadł na pobliskiej ławce i wpatrywał się w Londyn, oświetlony ostatnimi promieniami słońca. Uwielbiał Londyn, chłopaków z zespołu, nagrywanie piosenek, światowe trasy i to wszystko co łączyło się z One Direction, ale czasem tęsknił za rodziną. Szczególnie teraz, gdy tak bardzo doskwierała mu samotność.
Wiedział ze czeka na tą jedną, jedyną. Tą która wpadnie w jego życie przypadkiem, jednak zmieni je diametralnie. Wiedział że musi być cierpliwy. Ale to było tak cholernie trudne!
Usłyszał płacz. Ciche szlochanie, pochlipywanie i ocieranie łez. Rozejrzał się. Osoba która wydawała te dźwięki, musiała być blisko.
I jest. Zauważył ją.
Na ławce niedaleko, siedziała drobna dziewczyna. Spazmatycznie łapała powietrze, cała się trzęsła. Miał wrażenie że siedzi tu już od długiego czasu, nie wyglądała na osobę która dopiero przyszła. Musiał jednak jej nie zauważyć, pochłonięty myślami o szczęśliwym związku, którego teraz tak potrzebował.
Chciał do niej podejść. Wydawała się taka bezbronna, delikatna i zraniona. Nie był pewien co sobie pomyślał, ale wiedział że pewnie coś głupiego, kiedy wstawał z ławki i powoli ruszał w jej stronę.
Może chodziło o to że po prostu jest opiekuńczy i nie chciał by była sama o późnej porze, w parku. Może chodziło o to, że czuł się zupełnie tak jak ona. Zraniony, porzucony, osamotniony. Był płaczliwy, ale tym razem wiedział że nie jest w stanie uronić choćby jednej łzy nad swoim losem.
Chyba go nie zauważyła, bo gdy był jakieś 20 metrów od niej, dziewczyna wstała i ruszyła w swoją stronę. Może się go przestraszyła. Albo zauważyła godzinę.
Został na środku dróżki. Sam jak palec. Zraniony jeszcze bardziej niż wcześniej.
Wmawiał sobie że to tylko przypadek, że przed nim nie uciekła. I po pewnym czasie, zaczął w to wierzyć.
Wrócił do hotelu, w którym chwilowo zatrzymał się z chłopakami. Wyszli akurat na jakąś imprezę, więc wiedział że posiedzi jeszcze przez chwilę sam. Włożył jedną z płyt Justina Biebera do odtwarzacza i odpłynął w świat muzyki.
Tak mu się przynajmniej wydawało, bo po kilkunastu minutach do pokoju wpadł Liam i Harry.
-A ty tu co, blondasku?
Zmierzył ich chłodnym wzorkiem. po chwili wybuchnął śmiechem.
-Leżę. Odpoczywam.
-Odpoczywasz dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-Nie! Bo w ciągu tych dwudziestu czterech godzin, jeszcze znajduje czas na jedzenie i pierdzenie.
Chłopcy zaśmiali się.
-Ruszaj dupę Horan, idziemy do klubu.
-Idźcie, ja nie mam ochoty.
Wyczuli to już wcześniej, więc wymyślili chytry plan. Wiedzieli jak go namówić.
-Oddam Ci jutro moją porcję słodyczy.
-I obiad.
Blondyn przewrócił oczami.
-Jesteście chyba bardzo zdesperowani, żeby oddawać mi jutrzejsze ciasto- zauważył. Pokręcił głową, jednak wstał- Dobra. Idę z wami.

______________________________________________
Dzisiaj w ten sposób :)
Przepraszam za tak mało dialogów i w ogóle ale jakoś tak dzisiaj chciałam się rozpisać.
Żegnam, zmykam na innego bloga :*

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 1



-Zrywasz ze mną?
Patrzyłam na Toma. Chłopaka, którego poznałam przypadkiem. Z którym znajomość była bardziej zakręcona niż scenariusz niejednej telenoweli. Który był moim, ukochanym, najlepszym i jedynym Tomem.
Chłopakiem, który teraz chciał zakończyć to, co dopiero się zaczynało.
-Ciesze się że nie robisz niepotrzebnych scen- stwierdził- Możemy zostać przyjaciółmi- dodał i uśmiechnął się lekko. Ten uśmiech, kiedyś promyk szczęścia, teraz zwiastował szybki napływ łez do oczu. Nie chciałam, by je zauważył, więc odwróciłam się i odeszłam kilka kroków. To chyba jasny sygnał.
Popatrzyłam, jeszcze przez ramie, jak Tom idzie w przeciwnym kierunku.
Usiadłam na ławce. Przygnębiony wzrok wbiłam w ziemię. Głowa podparta na rękach, włosy zasłaniające twarz, ciche siedzenie- moi przyjaciele znają te sygnały. Wyraźnie mówią  jestem załamana psychicznie, kolejny raz.
Zastanawiałam się, co do cholery robiłam źle. Próbowałam sobie wmówić, że tym razem to nie moja wina. Tym razem to humorzasty Tom. Tym razem, to nie ja.
Dlaczego więc, moja świadomość, cały czas powtarzała mi, że to ja nie jestem dość doskonała?
Siedziałam na tej pieprzonej ławce. Już nie liczyłam czasu, ani wylanych łez. Nie liczyłam współczujących spojrzeń ludzi, zużytych chusteczek, myśli że znowu nawaliłam.
Powoli wstałam. W parku panowała ciemność, musiało już być późno. Chyba się zasiedziałam.
Ruszyłam w stronę domu. Było mi piekielnie zimno. Potarłam ramiona. Niewiele mi to dało. Zdałam sobie sprawę że gdyby Tom tu był, na pewno oddałby mi swoją kurtkę. Przez chwilę miałam ochotę nawet do niego zadzwonić, ale potem przypomniałam sobie, że przecież mnie rzucił. Kolejne łzy potoczyły się z moich oczu.
Powinnam była już przywyknąć. Stać się odporną na takie rzeczy. Czemu do cholery nie umiałam?
Weszłam do domu. Zerknęłam przelotnie na Zoey i Eve. Na mój widok od razu poderwały się z miejsca.
-Co jest?
Pokręciłam głową, nic nie mówiąc. Zamknęłam się w pokoju, usiadłam na parapecie i płakałam. Dalej. Znowu. Ciągle. Bez ustanku. Przez kilka godzin.
Dziwiłam się, że jeszcze mam siły, wydobyć z siebie jakieś łzy.
Do pokoju weszła Zoey i bez słowa mnie przytuliła. Jakby to coś dało.
-Co jest? Czemu przed nami uciekasz?
Opieram się o nią i chłonę to cudowne ciepło, które już tyle razy dało mi ukojenie.
-Tom?
Łzy znowu zebrały się w moich oczach.
-Ciii....
-Dlaczego ja zawsze musze mieć takiego pecha?
Pogłaskała mnie po włosach i nic nie powiedziała